sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 59

             

          Podkład


                 Przede mną stał dom z wielką kokardą przyczepioną na dachu. To nie był dom, to była jakaś willa.  Spojrzałam wymownie na Justina, a on cały czas się uśmiechał. Wyplątałam się z jego rąk i zaczęłam  piszczeć i skakać jak taka nastolatka. Nie mogłam uwierzyć, że kupił ten dom specjalnie dla nas. To był nasz dom. Co oznaczało, że będziemy mieli swoje własne cztery kąty. Czasami zastanawiam się czy to dzieję się naprawdę, czy jestem w jakiejś komedii romantycznej. W końcu takie rzeczy to są tylko w filmach. Gdy już się uspokoiłam swoje podekscytowanie w miarę możliwości, przytuliłam się do Justina i powiedziałam:
-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś. To jest naprawdę nasz własny wspólny dom?  Będziemy tutaj mieszkać? Dziękuję za taką  ogromną niespodziankę. Tylko czy twój tata nie będzie teraz smutny z powody naszej wyprowadzki po niecałych dwóch dniach mieszkania u niego 
- Mel, spokojnie on mi o tym powiedział, że ta nieruchomość jest na sprzedaż. Przyjechałam tutaj z samego rana, obejrzałem i od razu kupiłem. Potem zamówiłem meble, które z fachowcami poustawialiśmy no i niespodzianka gotowa. Od dzisiaj zaczynamy nowy etap, a to jeszcze nie koniec niespodzianek na dzisiaj.
- Jesteś niewiarygodny, każda dziewczyna oddałaby wiele za takiego chłopaka, jestem taką szczęściarą. Zaczynam się bać kolejnej niespodzianki, bo chyba nic nie przebije tej teraz.
- Nie byłbym tego taki pewien. Wejdźmy lepiej do środka i obejrzyjmy nasz dom.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to jest NASZ dom.
- No to w końcu uwierz.
            Doszliśmy razem trzymając się za ręce pod drzwi. Nagle straciłam grunt pod nogami i znalazłam się w ramionach Justina, który wniósł mnie do nowego domu. Po przekroczeniu progu mieszkania postawił mnie z powrotem na ziemię. Zdjęliśmy buty i Justin zaczął mi pokazywać jak nasz dom wygląda od środka. Nie wiem jak on to zrobił w ciągu połowy dnia, dom był  czysty, wszystkie meble, dekoracje, akcesoria poukładane były jak w jakimś katalogu. Dom w wewnątrz był bardzo ogromny, dosłownie pomieściłyby się w nim przynajmniej cztery rodziny. Pełno sypialni, pokoi gościnnych, pokój gier, małe domowe kino, siłownia, kryty basen, sauna, 3 łazienki, mała sala gimnastyczna. Po prostu jedna, wielka, ogromna, nowoczesna willa. Byłam w ogromnym szoku. Nigdy nie marzyłam o takich luksusach jak z amerykańskich seriali. Jedyne o czym marzyłam to założyć wspaniałą, kochającą się rodzinę z małym, ale własnym domkiem z ogrodem. To przerosło moje największe oczekiwania, w tym momencie cała zbladłam  i mój uśmiech znikł z twarzy. Justin cały zaniepokojony zapytał:
-Kochanie czy wszystko w porządku? Coś nie tak zrobiłem? Nie podoba się, jeżeli tak to mogę kupić nam inny dom i sama go wybierzesz i dobierzesz meble. Proszę, Melody odpowiedz mi.
         Nastąpiła pomiędzy nami ogromna cisza, ja nie potrafiłam się odezwać tylko zaczęłam płakać jak małe dziecko. Justin cały przerażony, przytulił mnie natychmiast do siebie. Zaczął głaskać mnie po głowie i plecach w celu uspokojenia mnie. Wzięłam głęboki wdech, po czym powiedziałam:
- To wszystko jest piękne, nie musisz nic zmieniać. Po prostu chodzi o to, że to jest jak jeden, wymarzony sen. Zastanawiam się czy w ogóle na to zasługuje. Przeze mnie masz różne problemy, a ja wciąż  zostaję obdarzana przez ciebie takimi ogromnymi prezentami. To jest naprawdę zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Możesz przestać w końcu mi  mówić, że wszystko przez ciebie. To są moje wybory,  nikogo więcej. To ja cię kocham, nie moja mama, mój tata, twoi rodzice czy ktokolwiek inny. To ty powodujesz uśmiech na mojej twarzy, to ty jesteś powodem, dla którego chcę się budzić każdego dnia, to ty sprawiasz, że przy tobie mogę być kimś kim naprawdę jestem i nie muszę nikogo udawać.  Kocham cię i przyrzekam, że nigdy nie przestanę.
       Po tych słowach Justin podniósł mój podbródek, żebym spojrzałam mu w oczy, po czym zbliżył swoją twarz do mojej i  połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Gdy oderwaliśmy się od siebie spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, Justin swoim opuszkiem palca otarł łzy z moich policzków, po czym powiedział :
-Ktoś tutaj ukradł mój full cap z szafy?
-Dopiero teraz zauważyłeś?
-No właśnie tak, w sensie był mi on skądś znajomy, ale nie wiedziałem skąd.
-Masz po prostu za dużo ubrań i to jeszcze więcej niż jakakolwiek dziewczyna.
-Czy ty mnie właśnie obraziłaś?
-Nie obraziłam cię, stwierdziłam fakt.
-Tym razem ci odpuszczę. Czy chciałabyś iść dzisiaj do kina? 
-Jasne, że tak, a na jaki film pójdziemy?
- Dowiedziałem się dzisiaj, że leci maraton z moimi filmami to znaczy z Never Say Never i Believe, będą tam moi fani.
- Chcesz, żeby rozerwali mnie i ciebie na strzępy?
- One wiedzą że tam będę, mamy miejsca w ostatnim rzędzie po środku, a obok nas będą siedzieć moi ochroniarze. 
- Zgadzam się, w końcu to są twoi Beliebers musisz o nich dbać, dzięki nim spełniły się twoje marzenia. 
- No to choć, bo zostało nam trochę mało czasu do rozpoczęcia seansu.
            Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do samochodu Justina i odjechaliśmy w stronę Toronto, bo tam miał się odbyć seans. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, przed centrum handlowym było pełno paparazzi, na zarezerwowanym miejscu parkingowym czekali już na nas ochroniarze. Po zmaganiu się z tłumami w końcu znaleźliśmy się w sali. W szybkim tempie cała sala została zapełniona. Justin się na mnie spojrzał z wielkim uśmiechem na twarzy, który mu natychmiast oznajmiłam, potem położyłam mu głowę na ramieniu i zaczęliśmy oglądać seans. W połowie Justin stwierdził, że musi wyjść do toalety, gdyż wypił za dużo coli, razem z ochraniarzem opuścili sale, a ja zostałam z Kennym, którego traktowałam jak mojego wujka pomimo, iż był również jednym z prywatnych bodyguardów Justina. "Never Say Never" się skończyło, pojawiły się napisy końcowe, za chwilę miała zacząć się ekranizacja drugiego filmu. Wszyscy czekali z niecierpliwością na "Believe", mijało coraz więcej czasu, a ekran był cały czarny, plus nie było nadal mojego chłopaka obok. Zaczęłam się bać, czy może się coś stało. Chciałam już wstać i to sprawdzić, gdy na ekranie ukazał się Justin w dzisiejszych ubraniach. Coś mi tu nie pasowało. Justin uśmiechnął się i zaczął mówić:
- Cześć wszystkim! Przepraszam za chwilową przerwę, ale  chcę teraz wykonać moją dzisiejszą drugą niespodziankę dla was i dla mojej dziewczyny. Pierwszą wiadomością jest, iż wracam na rynek muzyczny, kończę moje tak zwane wakacje. W przyszłym miesiącu wyjdzie nowa płyta i zacznę nową trasę koncertową. Także znowu się zobaczymy na różnych arenach na świecie, a teraz druga wiadomość. Chciałbym powiedzieć wam, iż czuję, że znalazłem tą jedyną. To ona powoduję uśmiech na mojej twarzy. To dzięki niej decyduję się na powrót do branży muzycznej. To ona sprawia, że mój każdy dzień staję się piękniejszy oraz lepszy od poprzedniego. Mogę powiedzieć, że to nie jest żadna ustawka, czy też chwilowe zauroczenie. To jest naprawdę prawdziwe uczucie. Dlatego chciałbym, zrobić to co mam zamiar zrobić z moją kochaną rodziną wami moi Beliebers. Melody Tucher, czy chciałabyś zostać moją żoną ?


****************************
W końcu udało mi się napisać rozdział. Nie jestem z niego, aż tak mocno zadowolona, ale nie mogłam nic lepszego wymyślić. Chciałabym was powiadomić, że zaczynam pracę nad nowym opowiadaniem, ale to wcale nie oznacza, że zostawię Young Blooda. To dzięki niemu mam was oraz  to on spowodował, że zaczęłam pisać. Przepraszam was, że musieliście czekać od wakacji na nowy rozdział. Z całego mojego serducha was przepraszam. Mam nadzieję, że teraz się naprawdę poprawię i zacznę więcej pisać. Liczę na wasze szczere komentarze co do tego rozdziału i widzimy się w następnym : ) 

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 57 & 58

        

           


                     Zanim przejdę do rozdziału, chciałabym coś zrobić. Może to nie jest odpowiednie miejsce do takiego typu rzeczy, ale sądzę, że raz zrobię wyjątek. Chciałabym przeprosić jedną z czytelniczek tego bloga-moją przyjaciółkę. Nie wiem czy dla ciebie nadal nią jestem, ale dla mnie nadal nią jesteś. Co prawda  trochę się namieszało w naszych stosunkach, ale stwierdziłam, że nie warto rezygnować z takiej więzi jaką mamy. Każdy zasługuję na drugą szansę prawda?  Ja chcę zaryzykować i spróbować jeszcze raz. Odpowiedź na to należy do ciebie. Wiem, że trochę czasu minęło od ostatniej naszej rozmowy, ale musiałam sobie dużo spraw przemyśleć, sama wiesz, iż moje życie nie jest takie łatwe. Przepraszam za swoje zachowanie. Mam nadzieję, że pomiędzy nami będzie już okey i przez to przebrniemy. Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i nie dziw się, że tak reaguję na takie rzeczy. Bardzo bardzo przepraszam.

***


          Podkład

                                        Kiedy otworzyłam oczy i zorientowałam się, że to w cale nie Justin. Z prędkością światła się odsunęłam, przerywając tym pocałunek. Bardzo przestraszyłam się tego co może się teraz wydarzyć. Chciałam już uciekać na piętro, kiedy spojrzałam z powrotem na ojca mojego chłopaka i wypowiedziałam ze stanowczością kilka zdań:
-Jeremy, przepraszam myślałam, że to Justin. Nie czuję nic do pana, kocham pańskiego syna. On ukradł moje serce już dawno temu. Bez obrazy, ale pan nawet nie jest w moim wieku. Zachowuję się pan skandalicznie i jeżeli chcesz tak dalej postępować to zawiadomię o tym Justina. Nie obchodzą mnie tego konsekwencję co by się dalej działo z waszymi relacjami. Kocham go i tak szybko nie mam zamiaru pozbyć się go ze swojego życia. Niech pan to w końcu zrozumie! 
             Już miałam odchodzić na piętro, kiedy usłyszałam głos Jeremy`go.
- Przepraszam, po prostu nie wiem co we mnie wstąpiło. Może nie jestem przyzwyczajony do tego, że mój syn się ustatkował. Zazwyczaj przychodziło tutaj bardzo dużo dziewczyn w twoim wieku, a nawet i starszych. Dla Justina zazwyczaj były one na jedną noc. Jakoś nie przywiązywał uwagi co się po tym z nimi działo. Nie podobało mi się podejście syna do kobiet, ale nie mogłem nic z tym zrobić. Chciałem, żeby miał oparcie we mnie cokolwiek się stanie. Nie wiem czy Justin  ci mówił, ale poza matką Justina miałem jeszcze jedną kobietę. Miała na imię Erin. Erin była bardzo piękną kobietą. Urodziła mi w końcu dwóch maluchów, których poznałaś. Jestem w niej nadal zakochany i nie rozumiem nadal czemu ode mnie odeszła. Nie zdradziłem ani nie spojrzałem na żadną kobietę, takim wzrokiem jak zawsze patrzałem na nią.  Nie rozumiem dlaczego pewnego dnia wyszła i nie wróciła, nie zostawiając żadnej wiadomości.  Byłem strasznie załamany tym co się stało. Chodziłem pijany co drugi dzień,  gdyby nie Pattie dawno zleciał bym na dno. To ona otworzyła mi oczy. W końcu zaniedbywałem dzieciaki. Byłem złym ojcem i nadal nim jestem. Wracając do tego co ci zrobiłem.Hmmm... Pomyślmy, że brakuję mi jakiejś kobiety u boku. Pomyślałem, że to jakaś kolejna dziewczyna Justina. Chociaż zdziwiłem się, że stwierdził, że postanowił się ustatkować. Co prawda czasami tak mówił o niektórych dziewczynach, że to ta jedyna, ale kończył z nimi ich związek po kilkunastu dniach. Pomyślałem, że mógłbym skorzystać z tego.. Naprawdę chciałbym cię za to przeprosić. 
 - Jeremy, dziękuję, że mi to powiedziałeś. To dla mnie naprawdę dużo znaczy. W całym swoim życiu zawsze dla mnie liczyła się szczerość i do tej pory tak jest. Wybaczam ci i sądzę, że możemy zacząć od nowa naszą znajomość- powiedziałam wycierając co chwilę łzy ociekające z moich policzków.
-Okey. Witam cię jestem Jeremy, ojciec Justina- odparł wyciągając na przeciwko mnie rękę.
-Melody. Bardzo miło cię poznać. Przepraszam, ale chyba będę iść na górę.
- Dobrze, miłej reszty nocy życzę. 
- Dziękuję dobranoc.
      Uśmiechnęłam się i udałam się w stronę schodów. Po chwili usłyszałam kroki Jeremy`ego i ponownie jego głos:
- Melody, czy no wiesz, możemy o tym zapomnieć co działo się pomiędzy nami wcześniej?
- Nie wiem o czym mówisz. Przecież nic nie miało miejsca- odpowiedziałam, puściłam oczko do niego i pobiegłam na górę. 
             Weszłam jak najciszej do pokoju, zobaczyłam tam nadal mocno śpiącego Justina. Na sam ten widok się do siebie uśmiechnęłam i położyłam się z powrotem obok niego. Zanim zamknęłam oczy pomyślałam, że to może być nowy początek czegoś dobrego.


 ***
       Rano obudził mnie zapach naleśników. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Justina stojącego koło mnie z porcją naleśników dla mnie na tacy, na której również leżała śliczna różyczka oraz stała filiżanka herbaty. Podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej oraz odebrałam tacę od Justina, kładąc ją sobie na nogach. Uśmiechnęłam się do niego, po czym kazałam palcem mu się do mnie nachylić. Kiedy wykonał dałam mu buziaka w policzek  w celu podziękowania. Potem zaczęłam jeść, lecz czułam się po chwili bardzo nie komfortowo, gdyż chłopak usiadł obok mnie i cały czas mnie obserwował.
- Justin, otwórz buzię.
          Ten tylko się na mnie dziwnie spojrzał i otworzył. Po chwili włożyłam mu tam kawałek pysznego naleśnika. 
- Wiedziałem, że moje naleśniki są takie dobre, ale z twojego widelca smakują jeszcze lepiej.
-Sam je robiłeś?
- No, a kto miał je zrobić? 
- Nie wiem, może twój tata. Naprawdę dziękuję za taką pobudkę. 
- Znam się trochę na romantyczności.
- No właśnie widzę. Za dużo filmów z mamą pewnie się naoglądałeś.
          Oby dwoje wybuchliśmy śmiechem. Gdy zjadłam śniadanie, odłożyłam tacę na szafkę obok łóżka. Podniosłam się z łóżka i chciałam udać się do łazienki w celu wzięcia prysznicu i ubraniu się.  Nagle usłyszałam gwizd ze strony Justina. Zaśmiałam się na jego reakcję, po czym odwróciłam się w stronę jego, a ten już był przy mnie. Otoczył mnie swoimi rękoma w talii i wyszeptał mi do ucha:
- Kochanie, mogłabyś tak częściej kręcić pupą, przede mną. 
- Zboczuch z ciebie. 
- Nie moja wina, że gdy ciebie widzę mam takie myśli.
- Och dobra, dobra. Idę wziąć prysznic, więc mógłbyś mnie puścić? 
- A mógłbym iść z tobą się wykąpać?
- Jak widzę jesteś już ubrany, więc przepraszam, ale nie.
- No to chociaż się ze mną pożegnaj . 
-Ale przecież ja nigdzie nie idę.
- Ale ja idę. To dostanę buziaka.
- Gdzie idziesz? 
- Niespodzianka. 
- Nie wnikam.
          Odwróciłam się w stronę jego twarzy i pocałowałam go  z całą czułością w usta. Justin oblizał moje wargi językiem, to był znak, że mam go tam wpuścić, tak też zrobiłam. Podczas pocałunku poczułam jak  ręce chłopaka z mojej talii zlatują na moją dupę. Uśmiechnęłam się na ten wyczyn i dalej się całowaliśmy. Nasze języki ze sobą współgrały i świetnie się rozumiały. Niestety w końcu musieliśmy przerwać nasz pocałunek, gdyż brakowało nam tlenu. Oderwaliśmy się od siebie i Justin oparł czoło o moją głowę patrząc głęboko w moje oczy. Oboje się do siebie uśmiechnęliśmy, powoli zaczęłam się od niego odsuwać, aż w końcu stałam od niego o krok, lecz cały czas trzymałam go za rękę. On podniósł ją i  pocałował wszystkie moje palce i ją puścił. Jeszcze raz posłaliśmy do siebie największe uśmiechy, bez słów później kierując się w swoje strony. Kiedy w końcu znalazłam się w łazience, wzięłam orzeźwiający prysznic. Wyprostowałam moje loczki, zrobiłam lekki makijaż i  się ubrałam. Pożyczyłam od Justina jeden z jego full capów oraz parę Ray Banów. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Wiem, że była zima, a ja chodziłam w okularach przeciwsłonecznych, ale bałam się tego, iż któryś z paparazzi mnie rozpozna. To nie jest mój kraj, który tak zbytnio nie  interesuję się gwiazdami zza granicy.  Wyszłam z łazienki, wzięłam swój telefon chowając go do kieszeni oraz wzięłam w rękę tacę od śniadania i zniosłam ją na dół. Włożyłam naczynia do zmywarki, a kwiatka wzięłam do ręki. Gdy wyszłam z kuchni, podbiegła do mnie Jazzy.
-Cześć królowo.
-Hey księżniczko. Już nie śpisz?
- Już nie. Ja bardzo wcześnie wstaję. Wiesz może gdzie jest mój brat?
- Niestety nie kochanie.
- Och to szkoda. Zaraz przyjdzie moja nauczycielka i będę musiała wykonywać  zadania.
- Musisz się uczyć, żeby być mądra.
- Tak wiem, tata co chwilę mi to powtarza. Co masz w ręce ?
- Różyczkę dla ciebie. 
- Justin ci ją dał rano?
- Tak, ale nie mów mu nic, że ci ją dałam okey?
- Dobrze Melody. 
       Uśmiechnęłam się do niej i przytuliła się do mnie, po czym wzięła ode mnie różyczkę oraz pobiegła do swojego ojca. Ten jak mnie zobaczył uśmiechnął się i powiedział ciche : "Dzień dobry", na które szybko mu tym samym odpowiedziałam, dodając, że idę się przejść na spacer poznać okolicę. Ubrałam na siebie tylko ciepłą  kurtkę i ruszyłam poza teren domu. 


***
 Podkład

       
Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam swoją playlistę i ruszyłam przed siebie. Zaczęłam sobie nucić swoje ulubione piosenki, które leciały w moich uszach. Ludzie przechodzący obok mnie zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć. Moi sąsiedzi byli do tego przyzwyczajeni, iż chodziłam ulicami, śpiewałam po cichu oraz chodziłam i wymachiwałam rękami czy włosami jakbym była na planie teledysku. Nie wiem dlaczego, ale wtedy spacer wydaję się o wiele lepszy. Szłam tak przed siebie, aż doszłam do jakiegoś krytego skate parku.  Postanowiłam do niego wstąpić. Weszłam do środka i zobaczyłam ogromne rampy. Ludzie jeździli tu najczęściej na deskach, ale nie zabrakło też ludzi na rolkach czy bmx`ach.  Przeszłam wszystko do okoła i zauważyłam ławki, więc na jednej z nich usiadłam oraz zaczęłam obserwować popisy płci męskiej. Po kilku nastu minutach podjechał do mnie na deskorolce jeden z chłopaków.
- Cześć kochanie, co ty tu tutaj robisz tak sama ?
- Nie jestem twoim kochaniem i nie twój interes.
-Och ostra, lubię takie.
- Mógłbyś się przesunąć, bo oglądam.
- Patrzysz na nich, zamiast na mnie? 
- Tak na nich. Na pewno nie jesteś lepszy od nich.
-Pokazać ci parę sztuczek.
- Jak już musisz.
       Chłopak się uśmiechnął, odjechał i wykonywał skomplikowane triki. Musiałam przyznać, że naprawdę był w tym dobry. Obserwowałam jego popisy przez dłuższy czas, lecz nagle przerwał mi dzwonek mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Justina, odebrałam.
-Tak słucham?
- Cześć kochanie, gdzie jesteś, bo tata powiedział, że poszłaś się gdzieś przejść.
- A w jakimś skate parku.
- Nie wiedziałem, że tak cię ciągnie do deskorolek czy coś.
-Oj, jeszcze dużo o mnie nie wiesz.
- Melody, gdzieś tam powinien być Ryan za niedługo. On gdzieś cię zaprowadzi, więc się nie stawiaj.
- A gdzie mam z nim iść i czemu nie mogę iść z tobą ?
- Ja będę na miejscu. Mówiłem ci rano. Niespodzianka.
- Ok rozumiem. Pa.
- Pa kocham cię.
- Ja ciebie też.
         Nasza rozmowa dobiegła końca, schowałam telefon do kieszeni i nagle ten sam chłopak usiadł obok mnie ze swoją deską. 
-Skończyłeś już jeździć?
-Tak. I jak co sądzisz o tym?
-Dobra, nawet sobie radzisz.
- Nawet mówisz. Tak w ogóle nie znam twojego imienia piękna.
-Mam na imię..
- Melody! - usłyszałam głos Ryana.
- No właśnie tak mam na imię. To na razie, muszę lecieć.
- Zaraz ty znasz Butlera ?! 
-To mój kolega, a co?
- Jay, odsuń się od niej! Nie chcesz mieć kłopotów...- warknął wkurzony Ryan.
-Butler.... gdzie masz swojego kumpla. Gwiazdeczka już nie chciała z tobą przyjść na stare śmieci.
-Dobra chłopaki dosyć. Do zobaczenia Jay. Ryan idziemy- szarpnęłam Butlera za rękę i odciągnęłam go od chłopaka. 
 Już byliśmy przy wyjściu, kiedy Jay do nas podbiegł, pocałował mnie w policzek i wyszeptał:
- Melody, ładne imię pasujące do pięknej dziewczyny.
           Po czym szybko odjechał na swojej desce. Ryan patrzał się z szokiem na mnie. Postanowiłam przerwać tę ciszę.
- Ryan, idzemy? Ja nie znam drogi do tej "niespodzianki".
- Tak, tak idziemy. Powiedz mi co zaszło pomiędzy tobą, a Jaydonem.
- Nic zupełnie, poznałam go przez przypadek. Ma trochę mniemanie o sobie, ale jest do zniesienia.
- To jest nasz wróg Mel.
- Wróg? Nasz?
- Zanim Justin stał się sławny to oni rywalizowali ze sobą, do dzisiaj w niektórych dziedzinach to robią. Radzę ci się trzymać od niego z daleka.
- Widzę, że sama to ja już nie mogę oceniać ludzi..
- Melody nie obrażaj, ale nie chcesz widzieć Justina jakby się dowiedział, że zadajesz się z Jay`em.
-Nie miałam zamiaru więcej się z nim jakoś spotykać. To było jednorazowe. Dobrze jak chcesz nie powiemy nic Justinowi, ale jak się dowie to będzie na ciebie.
-Powiedziałaś Jaydonowi, że JB to twój chłopak?!
- Nie, nie obnoszę się  z tym na lewo i prawo.
- To dobrze. Tak ogólnie to wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej.
- Bo pożyczyłam full cap Justina i jego okulary. Mam nadzieję, że się nie obrazi - roześmiałam się.
- Wiedziałem, że on mi jest znajomy.
        Śmialiśmy się i wygłupialiśmy przez całą drogę. Już więcej nie ruszyliśmy tematu Jaydona. Szliśmy chyba z pół godziny do celu. Nagle Ryan stanął w miejscu i kazał mi się obrócić o 90 stopni. Tam zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Justina.   Z bukietem ślicznych róż. Nie wiem ile ich było, ale był naprawdę ogromny. Justin mi go wręczył i pocałował słodko w usta. 
- Takie niespodzianki to ja lubię.
- Ale to jest tylko na przywitanie Mel. 
-To ja się zmywam, zobaczymy się później Justin. Na razie Mel.
- Dzięki bro. 
- Pa  Ryan.
      Chłopak nam pomachał i odszedł w stronę, z której przyszliśmy. Justin chwycił mnie za rękę i poszliśmy dalej prosto. Opowiadałam mu o moim dniu, co zrobiłam z różyczką, jak doszłam do skate parku, co działo się w  nim, omijając zapoznanie Jaya. Justin uśmiechał się, jak opowiadałam mu o moim całym spędzonym dniu. Po chwili gwałtownie stanął, a ja szłam dalej, lecz zatrzymała mnie jego ręka. Odwróciłam się do niego i spojrzałam pytającym wzrokiem. On się uśmiechnął, przyciągnął mnie do siebie, obrócił w prawą stronę, trzymając cały czas ręce na moich biodrach. Kiedy zobaczyłam co stoi przede mną oniemiałam z wrażenia.
To był ogromny szok.


**********************************************
  Po długiej przerwie nareszcie jestem. Chciałam was serdecznie powitać na nowym YOUNG BLOODZIE :) Przeniosłam się. To jest taka dla was ode mnie niespodzianka. Nowy wygląd, strona oraz dwa rozdziały. Mam nadzieję, że wybaczycie mi taką długą przerwę. Miło jest znowu do was powrócić. Skopiowałam wszystkie rozdziały oraz wasze komentarze : ) Trochę pracy przy tym było, ale nareszcie jest okey :) Mam nadzieję, że spodoba wam się nowy wystrój bloga oraz iż nie będę mieć tutaj takich problemów jak z onetem : ) Liczę na wasze miłe komentarze i do zobaczenia niedługo. ♥ Nie, nie zapomniałam o was :) 













czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 56


                                                                 Podkład 
                  Czułam lekkie obawy co do mieszkania pod jednym dachem z ojcem mojego chłopaka, ale robię to dla niego. Kocham go i wytrzymam wszystko, żeby nasza miłość przetrwała. To jest w moim życiu na pierwszym miejscu. Jak na razie atmosfera panująca pomiędzy naszą trójką była miła oraz taka rodzinna.  Może to był jeden, głupi szczeniacki wybryk jego ojca. Siedzieliśmy teraz całą trójką oglądając wspólnie jakąś komedię. Ja byłam przytulona do Justina, który  obejmował mnie ramieniem, a Jeremy z dzieciakami nieopodal nas na fotelu. Spędziliśmy w swoim towarzystwie resztę dnia oraz muszę powiedzieć, iż naprawdę było przyjemnie.  Po skończeniu jedzenia kolacji, którą była wcześniej przez nas zamówiona pizza, udaliśmy się z moim chłopakiem do naszego tymczasowego pokoju. Justin od razu zamknął drzwi na klucz i przywarł mnie do ściany. Nasze twarze były od siebie oddalone na około kilku centymetrów. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Ręce Justina złapały mnie za biodra, kiedy ja swoje oplotłam wokół jego karku. Bieber oblizał swoje usta, po czym mnie pocałował. Jego pocałunki zawsze doprowadzały mnie do euforii.  Motyle w brzuchu się obudziły i zaczęły po nim latać. Po chwili czułam jak mój język ocierał się z Justina. Ręce mojego chłopaka momentalnie zjechały na moje pośladki. Podniósł mnie, a ja owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Kierował mnie on w stronę łóżka, po czym na nim usiadł, a ja siedziałam mu na kolanach. Straciłam kompletnie panowanie nad sobą i zaczęłam odpinać guziki od jego koszuli. On wyczuł moje zamiary i włożył mi ręce pod moją koszulkę. Czując jego dotyk doznałam jeszcze większego podniecenia, odepchnęłam go od siebie, powodując iż położył się na łóżku. Przesunęłam się na jego krocze, ocierając się o przyrodzenie Justina, usłyszałam cichy jęk ze strony chłopaka, co wywołała u mnie cwany uśmieszek. Nachyliłam się nad jego twarzą, opierając ręce po obu stronach jego głowy. Zaczęłam swoją zabawę, składając  mokre pocałunki  najpierw w kąciki ust, a potem schodząc coraz niżej wzdłuż jego szyi, wędrując z jednej strony do drugiej. Wyczułam podniecenie Justina i już miałam zrzucić swoją koszulkę, kiedy poczułam jak ląduję na łóżku. Mój chłopak postanowił trochę po dominować. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej na tą myśl. On też tak zrobił, bo zauważyłam dołeczki w policzkach. Pochylił się nad moimi ustami i powiedział:
- Melody, nie znałem cię od tej strony, ale podoba mi się to.
- To dobrze, zacznij się przyzwyczajać- wyszeptałam.
- Ale teraz ci się odwdzięczę za te tortury kiedy tak mnie kusiłaś, a nie mogłem nic zrobić, gdyż mój tata z dzieciakami był nie daleko- roześmiał się i pocałował mnie prosto w usta.
Po czym lekko się oderwał, spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem chwytając koniec mojej koszulki. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową twierdząco. Justin natychmiastowo podniósł materiał, który po chwili leżał już na podłodze. Zaczął całować mnie od szyi, przy której poczułam jak przyssał się w jedno miejsce. Wyczułam, że będę mieć malinkę, ale to nie ważne. Potem zjeżdżał coraz niżej. Czułam na biodrach jak w spodniach jego kolega już stoi na baczności. Po chwili usłyszeliśmy stukanie do drzwi. Justin nie zwracałby najchętniej na to uwagi, ale gdyż ja nie należę do osób olewających sytuację wstałam ubrałam koszulkę i otworzyłam drzwi. Za nimi stała Jazmyn. Dziewczynka wbiegła do pokoju, przytuliła się do Justina, który siedział na łóżku i zapinał koszulę.
-Miałam iść do łóżka, ale uciekłam, aby powiedzieć ci dobranoc-powiedziała Jazzy.
- Osz ty! Nie ładnie to tak uciekać, ale wybaczam kochanie.
- Nie masz innego wyjścia bracie.
- Dobranoc księżniczko!- powiedział Justin całując ją w czubek główki i przytulając do siebie.
- Słodkich snów! Powiem ci coś. Skoro ja jestem księżniczką to rozumiem, iż Mel zostanie twoją królową prawda?
- Prawda, prawda.
Dziewczynka, jak tylko usłyszała zadowalającą ją odpowiedź, uśmiechnęła się i tak szybko jak wbiegła tak wybiegła, rzucając przy wyjściu jeszcze raz dobranoc. Takie dzieci są naprawdę słodkie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na Justina, który na szczęście ukrył swojego przyjaciela   pod poduszką, iż dziewczynka nie zauważyła jak stoi. Roześmiałam się na samą myśl o tym. Nie zwróciłam uwagi na dziwnie przyglądającego mi się Justina, podeszłam do walizki, wyciągnęłam moją piżamę i wyszłam z pokoju. W łazience wzięłam przyjemny i orzeźwiający prysznic. Z jednej strony się cieszyłam, że nie doszło do czegoś więcej, bo nie wiem czy bym zdołała później się powstrzymać. Z resztą tu są dzieci i ojciec mojego chłopaka, czułabym się później nie komfortowo. Po wykonaniu czynności w łazience, udałam się z powrotem do pokoju. Tam zauważyłam słodko śpiącego na środku łóżka Justina.  Położyłam się obok niego, pocałowałam go w czubek nosa i głowę ułożyłam na jego klatce. Czułam już jak Morfeusz porywa mnie do swojej krainy, lecz zanim odpłynęłam, poczułam oplatające mnie w talii ręce chłopaka.
***
Miałam dziwny sen i się przez niego obudziłam. Rozejrzałam się po pokoju, Justin spał jak zabity, więc podniosłam się z łóżka. Wzięłam mój telefon do ręki i sprawdziłam godzinę. Była 3 w nocy. Zaschło mi w gardle, więc stwierdziłam, iż po cichu zejdę na dół i naleję sobie wody. Schodząc na dół starałam się być najciszej jak mogłam. Zauważyłam, że w salonie siedzi Jeremy i ogląda telewizję. Czy on naprawdę nie ma co robić w nocy? No cóż, każdy woli robić nocą co innego. Nie zauważył mnie, co wróżyło dobrze w moim przypadku. Po cichu zakradłam się do kuchni, wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie do niej wody. Podczas nalewanie wody poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w pasie. Uśmiechnęłam się na myśl, kto to może być, zamknęłam oczy i pocałowałam tę osobę.
**************************
Napisałam!!! Wiem, że trochę krótszy niż zazwyczaj, ale się starałam. Nie mam coś ostatnio czasu na pisanie. Mam nadzieję, że się poprawie! Gdyż będę mieć teraz trochę wolnego.  Dziękuję za wasze komentarze, które motywują mnie do pisania, jednak chciałabym zobaczyć ich więcej niż dotychczas. Więc, proszę jeżeli to czytasz zostaw po sobie ślad. Chcę wiedzieć dla ilu osób piszę! Kocham was ♥ ! - Wasza Carly ! :)

Rozdział 55

                                                                      Podkład

                    Z krainy Morfeusza wyrwał mnie głos Justina, który oznajmił mi, że lądujemy. Otwierając oczy zauważyłam, iż moja głowa spoczywała na jego barku, a jedna z moich rąk była spleciona z jego. Taki widok momentalnie wywołał u mnie uśmiech. Ten od razu zauważył o co mi chodzi i ścisnął moją dłoń. Po czym sam uśmiechnął się pod nosem. Po wylądowaniu bez żadnych zakłóceń, udało się przejść szybko odprawę, oczywiście Justin nie pozwolił mi nieść żadnego bagarzu prócz mojej własnej torebki, lecz kiedy chciałam zabrać mu jedną walizkę to spojrzał na mnie wzrokiem, który mógłby zabić i powiedział, iż to mężczyźni są od noszenia ciężarów. No tak on jest tak samo uparty jak ja, więc spierając się o to wyszliśmy z lotniska. Tam wsiedliśmy do najbliżej nas stojącej taksówki, wcześniej zapakowując nasze bagaże do samochodu.
Podróż minęła mi dosyć miło, gdyż całą drogę jechałam wtulona w tors Justina. Temu jednak chyba też się to podobało, co było widać po jego uśmiechach. Kiedy chłopak oznajmił mi, że za 5 minut dotrzemy do celu, poczułam jak skręca mi się żołądek. Zapomniałam zupełnie o poznaniu jego rodziny, co zbliżało się coraz większymi krokami. Dosłownie dzieliło mnie od tego 5 minut, które ciągnęły się w nie skończoność. Bałam się nie akceptacji, wszystkiego w końcu pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Moje serce biło w tyn momencie dwieście razy szybciej niż normalnie. Justin chyba to wyczuł, bo poczułam, iż mocniej mnie do siebie przytulił. W końcu po dłuższym czasie dojechaliśmy. Kiedy wysiadłam z auta, poczułam jeszcze większy strach niż w samochodzie. Justin wypakował walizki, zapłacił kierowcy po czym się uśmiechnął i gestem dłoni zaprosił do domu. Ruszyłam pierwsza, a za mną on z walizkami. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał drzwi, już miałam lekko mówiąc nadzieję, iż nikogo w nim nie ma. Moje myśli jednak się nie spełniły, gdyż drzwi otworzyła starsza kobieta. Tak to była babcia Justina. Trochę zdziwiła się na nasz widok. Wpuściła nas do środka, gdzie panowała taka piękna, świąteczna atmosfera. W końcu dzisiaj 25 grudzień. Dom był niesamowicie ogrzany. Justin odstawił walizki w korytarzu, pomógł mi zdjąć kurtkę, po czym przywitał się ze swoją babcią. Czułam się nieswojo, ale to raczej normalne. Kiedy Justin zauważył moje zmieszanie, odszedł od swojej babci  oraz przytulił mnie do siebie i powiedział:
- Babciu to jest moja dziewczyna, Melody. Trochę się wstydzi, więc muszę dać jej otuchy- tu cicho się zaśmiał.
- Dzień dobry, wcale się nie wstydzę- odparłam patrząc na Justina złowrogim wzrokiem, po czym dodałam kierując wzrok na kobietę - miło panią poznać.
- Mi też jest bardzo miło. Czuję się szczęśliwa, gdyż mój wnuk w końcu postanowił się ustatkować, a nie zmieniać dziewczyny co...
-Babciu... Jest mama i dziadek w domu?
- Oczywiście, że są zaraz ich zawołam, a wy poczekajcie w salonie.
Justin wziął mnie za rękę i zaprowadził do pokoju. Tam usiedliśmy na kanapie obok siebie, czekając na resztę rodziny. Po chwili się zjawili cali rozpromienieni. Przywitałam się z nimi jak kultura nakazywała. Dziadkowie Justina bardzo miło mnie przyjęli, traktowali mnie po drobnej chwili jak członka rodziny. Czułam się wspaniale, lecz niestety tak uważali chyba tylko oni. Gdyż jedynie Pattie- mama Justina miała do mnie jakieś uprzedzenie. Może jakoś tego nie okazywała, ale po prostu można było to wyczuć. No cóż, mam nadzieję, iż to tylko moje głupie złudzenie. Po odpowiadaniu na wszystkie pytania jak się poznaliśmy i w ogóle przyszedł czas na obiad. Muszę przyznać babcia Justina niesamowicie gotuję. Zjadłam wszystko co ona mi nałożyła. Oczywiście nie o było się od głupich żartów mamy Justina. Oczywiście udawałam, że mnie to śmieszyło, gdyż nie chciałam zrobić przykrości swojemu chłopakowi. Nie pozwolę by znowu coś zniszczyło się pomiędzy nami. Po zjedzeniu obiadu Justin zadzwonił do swojego taty i oznajmił mu, że za pół godziny do niego wpadniemy. Mam nadzieję, że chociaż jego tata nie będzie taki jak Pattie. Mój chłopak powiedział, że mam już się ubrać, a on tylko skoczy zanieść walizki na górę i do mnie dołączy. Dał mi całusa w policzek oraz poleciał z bagażami na piętro. Gdy ubierałam buty, nagle jakby z pod ziemi wyrosła przede mną Pattie. Przeraziłam się, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Ładne buty, czyżby mój syn ci je kupił?
- Nie proszę pani. Te akurat kupiłam sobie w zeszłym roku, za moje zarobione pieniądze w wakacje, dziękuję też mi się podobają.
- Proszę cię, nie okłamuj mnie dziewczyno. Wiem, że jesteś  z moim synem tylko dla pieniędzy. Nie pozwolę ci na to, rozumiesz! Lepiej zostaw go w spokoju, takich jak ty przewijało się dużo. Znam takie dziewuchy jak ty, kiedy zakręcisz się w jego towarzystwie poznasz wiele osób, które będą ci imponować swoimi pieniędzmi, a ty prędzej czy później  zostawisz mojego syna i pójdziesz w świat. Masz czas do wieczora, żeby wynieść się z jego życia.
- Meloody ! - krzyknął Justin schodzący po schodach.
- Mam nadzieję, że zrozumiałaś. Tu jest synku! Czeka na ciebie!
- O czym rozmawiałyście, mamo?
- Wiesz takie babskie sprawy.
- Kocham cię mamo. Będziemy popołudniu. Pa- dał jej buziaka w policzek, po czym chwycił mnie za rękę i wyprowadził z domu.
Byłam bardzo oszołomiona tym co powiedziała mi mama mojego chłopaka, że nie odzywałam się do niego przez całą drogę, tylko się uśmiechałam i próbowałam jakoś ogarnąć swoje myśli. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że tak mnie potraktowała. Nie zależy mi na jego kasie, czy sławie. Kocham go za jego charakter. Czuję się jeszcze bardziej zagubiona niż przed przyjazdem tu. Justin chyba nie zauważał, że coś jest nie tak z czego ogromnie się cieszyłam. W końcu nie chcę doprowadzać do rozpadu jego rodziny wystarczy, że moja nie jest już w komplecie. Jedyne co postanowiłam to to , że nie posłucham się Pattie. Kocham go i tak łatwo z niego nie zrezygnuję. Nawet nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do domu ojca Justina. Jedyne co o nim wiem z opowieści to to, że ostatnio rozstał się ze swoją narzeczoną, z która ma dwójkę dzieci - Jazzy i Jacksona. Wiem również, że ona wyjechała bez żadnego pożegnania czy wyjaśnienia zostawiając go z dzieciakami. Kobiety czasami potrafią byś lekkomyślne i okrutne, ale nie wiedziałam, że aż tak. Justin zadzwonił do drzwi, po chwili w ich progu przywitał nas uśmiechnięty Jeremy, a za nimi  dzieciaki. One zamiast pierw przywitać się ze swoim bratem przybiegły do mnie i mocno do siebie przytuliły. Czułam takie ciepło w sercu, które wywołało u mnie szeroki uśmiech. Justinowi, aż łezka w oku się zaszkliła, jak zobaczył taki widok. W końcu po przywitaniu się ze mną dzieciaki dopiero teraz zauważyły swojego brata. Ten roześmiany od razu chwycił je w pasie i zaczął wyczyniać z nimi jakieś dziwne akrobację. Ja tylko lekko zachichotałam i postanowiłam się przywitać z Jeremym.
-Dzień dobry, mam na imię Melody, miło mi jest pana poznać. Ma pan cudowne dzieciaki.- uśmiechnęłam się podając mu rękę.
Ten to zlekceważył i od razu mnie przytulił. Trochę mnie to zdziwiło. Nagle poczułam jak ręce ojca Justina zjechały mi na moje pośladki. Poczułam się jeszcze bardziej niezręcznie, ale w końcu może to przypadek. Jednak coś mnie od tego odsunęło, gdyż usłyszałam jak Jeremy mówi mi do ucha:
- Jeremy. Nowa dziewczyna mojego syna? Hmm. muszę przyznać ma chłopak gust. Sam chciałbym taką mieć. Możemy chyba to zmienić co? Justin się nie dowie.
Zrobiłam się cała czerwona i zdenerwowana. Szukałam ratunku w postaci Justina. Niestety nigdzie nie mogłam wypatrzeć go wzrokiem, więc musiałam sama zareagować. Powoli wywinęłam się spod uścisku rodzica mojego chłopaka i cicho powiedziałam:
- Nie życzę sobie takiego zachowania.- chwila krępującej ciszy, którą postanowiłam przerwać- Juuuustin!
- Tak słońce?
- O tutaj jesteś. Właśnie się zastanawialiśmy z twoim ojcem gdzie zniknąłeś z dzieciakami. 
- To prawda. Może chodźcie do salonu, pogadamy sobie. Może coś więcej się dowiem o tej twojej koleżance co?
- A więc tato, to nie jest moja znajoma czy koleżanka. To jest moja dziewczyna, Melody. Jej imię i tak już pewnie znasz, bo na pewno ci się przedstawiła. Mogę ci teraz zapewnić, że to nie jest krótki związek. Za dużo o nią walczyłem, by ją tak szybko stracić, więc musisz się przygotować na ustatkowanie swojego syna, gdyż czuję, iż to właściwy czas, a Melody i ja to właściwa para.
- Awwwww. jakie to słodkie. Idealna z was para moi kochani. Mam nadzieję, że pobędziecie trochę dłużej w Kanadzie i zdążę się wami nacieszyć tak samo jak dzieciaki. One bardzo za tobą tęskniły Justin.
- Wiem, wiem, ale na razie się nigdzie nie wybieramy. Póki mam przerwę w karierze chcę spędzić ją tutaj z Melody. Prawda kochanie?
-Tak, tak kochanie. Prawda, prawda. Tylko przepraszam, ale ja się chyba nie najlepiej czuję. Justin zostań z tatą, a ja się chyba przejdę.
- Co się stało?- zapytał przerażony Justin.
- Nic takiego po prostu strasznie rozbolała mnie głowa i brzuch. Czasami tak mam i spacer wtedy jest najlepszy. Ty zostań ja się przejdę.
- Nie ma takiej opcji, razem pójdziemy do domu, a do ciebie tato najwyżej wpadniemy jutro. Nie będziesz się gniewał prawda? Sam rozumiesz, muszę dbać o swoją kobietę.
- Nie no coś ty. Idźcie, mam nadzieję, że jutro będziesz się lepiej czuła i wpadniecie. Może tak pójdziemy gdzieś razem?
- Dobrze tato, zgadamy się! Pa!
- Dziękuję i przepraszam. Do widzenia!
Ubraliśmy się z Justinem, pożegnaliśmy jeszcze raz i opuściliśmy budynek.  Całą drogę chłopak wypytywał się mnie jak się czuję, czy już mi lepiej i czy dam radę iść. Oczywiście zbywałam go jakimiś odpowiedziami. Miałam taki mętlik w głowie, normalnie prawdziwy roller coaster. Czy ja naprawdę muszę mieć takie skomplikowane życie? Przecież nic nikomu nie zrobiłam. No cóż, moje wcześniejsze narzekanie na nudną rzeczywistość, przemieniło się w narzekanie, iż spotykają mnie same złe rzeczy. Nie wiem co mam robić. Pierw Pattie, teraz Jeremy. Mam powiedzieć Justinowi i wyjść na jakąś psychopatkę z urojeniami? Nie pozwolę zniszczyć przeze mnie jego rodziny. Zostawię to dla siebie, może akurat będzie ok.

***
Po wspólnej kolacji z rodziną Justina, udałam się z nim na piętro w celu odświeżenia się oraz pójścia spać. Poprosiłam Justina, aby pierwszy poszedł się wykąpać. Ten po długich namowach w końcu poszedł. Ja za to usiadłam na łóżku i zaczęłam analizować cały dzisiejszy dzień już po raz kolejny.  Siedziałam tak, kiedy nagle do pokoju weszła osoba, której naprawdę nie chciałam w tym momencie widzieć.
- Ooo Melody! To ty jeszcze tutaj jesteś?
- Tak jestem. Nocuję tutaj?
- Chyba coś ci mówiłam popołudniu na ten temat.
- Pattie, wiem co mówiłaś, ale ja kocham twojego syna za to jaki jest, a nie za to ile ma zer na koncie. Naprawdę mówię prawdę. Uwierz mi.
- Wiesz ile dziewczyn tak mówiło? Nie sądzę, że jesteś wyjątkiem. Nawet nie wyglądasz na taką.
- Naprawdę pani nie może mi dać szansy? Naprawdę ciebie nie zawiodę.
- Masz 5 minut na wyniesienie się z tego domu albo..
-Albo co mamo?!
-Justin?!- powiedziałyśmy równocześnie.
- Od jak dawna tu stoisz? -spytała Pattie.
- Od dość dawna, żeby usłyszeć wszystko dokładnie. Nie spodziewałem się tego po tobie matko. Skoro nie chcesz tu mojej dziewczyny to znaczy, iż nie chcesz tutaj i mnie. Nic tu po nas Mel. Idziemy do mojego taty.
Widząc jak Pattie zanosi się płaczem, postanowiłam się odezwać:
- Justin zostańmy. Naprawdę nic się nie stało. Proszę?
- Nie Melody, słyszałem wszystko dokładnie. Tego nie można nazwać tak po prostu nic się nie stało! Moja mama chciała, abyś zniknęła z mojego życia! To nie jest nic. Ona chciała mi  ciebie zabrać! Nie pozwolę na to! Bierzemy walizki i idziemy do niego, on na pewno nie będzie miał takich uprzedzeń co moja mama.
Wszystko toczyło się tak szybko, że nie nadążałam. Szybko pakujący z powrotem rzeczy, które wcześniej rozpakował Justin, krzyczenie, proszenie o zostanie, kłótnia pomiędzy matką, a synem. Znowu wyjdę na tą najgorszą. Jedyne co mnie przeraża to naprawdę zamieszkanie z Jeremym. Boję się go.
*******
Dzisiejsza wiadomość o supporcie mnie dobiła, ale muszę to przeboleć. Jadę tam dla Justina!  Szkoda, że nie mam M&G ani nie mogę go wygrać. Najwidoczniej nie jest mi to pisane, ale ważne, że w ogóle tam będę i to w otoczeniu takich fanów, jakimi są Beliebers! :) Kocham was najmocniej na świecie, do wyściskania każdego z was zostały mi 2 dni! Nie mogę się doczekać, a co do rozdziału to jest jednym z najdłuższych na tym blogu! Napisałam go pod wpływem emocji, więc pewnie nie jest tak dobry jak poprzednie. Już zbliżamy się coraz bliżej 60 ! Czyżby to był koniec wspólnego życia Melody i Justina? Musicie czytać, by się dowiedzieć :) Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa!
Love you ♥ ! - Carly

Rozdział 54


                                                                   Podkład

Po wypowiedzeniu tego pytania, Justin do mnie podszedł, złapał za ręce po czym powiedział :
- Melody, rozumiem, że ta sytuacja jest ciężka, ale czy to nie będzie taka ucieczka od problemu?
- Rozumiem, że nie jest aktualna. Trudno, poradzę  sobie sama, ale pierw choć do łazienki, bo nieźle przywalił ci mój ojciec.
-Nie trzeba. To nic takiego. Lepiej powiedz, czy tobie nic nie jest?
-Ze mną  jest wszystko okej, ja oberwałam raz, ty więcej.
- Sugerujesz, że nie dobrze mu przywaliłem, że niby nie umiem się bić?! Jak chcesz mogę zejść na dół i wtedy mu tak walnę, iż nie wstanie!
- Dobra, weź się uspokój. Idziemy teraz do łazienki, a spróbuj się postawić to wtedy ja ci przywalę!
Ten obrażony na cały świat, nie odzywając się z przymusem poszedł tam ze mną.  Po czym wyciągnęłam apteczkę, a  z niej gazę, wodę utlenioną oraz plaster. Ciecz polałam na gazę i zanim przyłożyłam mu do brwi, wyszeptałam:
-Teraz może trochę zapiec.
Wzięłam głęboki oddech oraz zrobiłam tę czynnością. Ten tylko syknął i zrobił jeszcze większy grymas. Potem mu przykleiłam plaster, uśmiechnęłam się, a on odparł:
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Teraz tylko wydostać  się z tego wariatkowa.
- Wariatko, ale to jest twój dom. Tu są twoi rodzice.
- No i? Zobacz jak się zachowują!
- Melody, wiesz co, propozycja nadal jest aktualna.
-Jeny! Naprawdę?
- Tak naprawdę. Przecież cię kocham! Nie zostawię cię tutaj samej, a co dopiero puszczę, żebyś wyjechała beze mnie.
-A masz pomysł gdzie pojedziemy?
- Skoro  mam teraz małą przerwę w karierze, to proponuję mój rodzinny dom. Kanadę.
- Nawet nie wiem jak ci dziękować.
-Teraz ty nie masz za co mi dziękować. Nareszcie poznasz moją rodzinkę.
- Rodzinkę?
- No wiesz mamę, tatę, babcię, dziadka no i moje rodzeństwo! Czyż to nie wspaniałe!
- Tak super!
I wtedy mój wspaniały humor uległ w gruzach. Tego się najbardziej bałam, poznanie jego rodziny. W końcu pierwsze poznanie zawsze jest najgorsze, bo od tego wszystko zależy. Nie jestem jakoś jeszcze na to przygotowana. Szczególnie mam minusa pewnie u jego mamy, za to, że się do niej nie odzywał i odizolował od świata jeszcze kilkanaście dni temu. Plus pobicie przez mojego tatę. To nie będzie miłe doświadczenie. Poznanie jego rodziny to ostatnia rzecz, którą chciałam teraz zrobić. No, ale cóż trzeba będzie to zrobić chyba, że się jakoś wykręcę. Nie zrobię mu raczej takiej przykrości, skoro się tak bardzo cieszył. Nie potrafię mu tak po prostu sprawić przykrości. Żeby nie odkrył, że coś jest nie tak po prostu się do niego przytuliłam i wyszeptałam prosto do ucha:
- Nareszcie poznam twoją rodzinę. Nawet nie wiesz jaki to zaszczyt.
- Głupia! To raczej dla nich będzie zaszczyt, że poznają ciebie. Nawet nie wiesz jak cię kocham! Każda inna dziewczyna pewnie by się bała i w ogóle, a ty od razu się zgodziłaś.
- No widzisz, bo ja nie jestem każda inna.
Trzymając się za ręce wyszliśmy z łazienki i udaliśmy się do mojego pokoju. Justin wziął w lewą rękę moją walizkę,a prawą nie puszczał mojej dłoni i tak zeszliśmy na dół. Na dole panowało niezwykle gęsta atmosfera. Ojcowie Sam i Beadlesów próbowali ochłodzić z emocji mojego tatę. Mamy krzątały się po całym parterze, a dziewczyny siedziały wtulone w Chrisa. Nagle zauważyła nas moja mama i stanęła tak jakby ją piorun strzelił. Wiedziałam, że to ją zaboli, ale inaczej się nie da. Nie mogę tak żyć. Spuściłam głowię i ciągnąc Justina ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam wychodzić kiedy usłyszałam płacz i krzyk mamy:
- Widzisz co zrobiłeś! Nasza córka teraz się wyprowadza!
Wszystkie spojrzenia padły na mnie i na Justina. Czułam się  bardzo niezręcznie.Gdy mój ojciec zobaczył to na co wszyscy zwrócili uwagę, podniósł się jak najszybciej mógł z fotela i krzyknął w stronę mojego chłopaka:
-Chcesz odebrać mi córkę?! Myślisz, że na to pozwolę gówniarzu!!
- Uspokój się do cholery tato! Ja chcę stąd wyjść. Nie mogę mieszkać z kimś takim jak ty! Zraniłeś mnie! Jest mi tylko przykro, że robię to w takich okolicznościach. Boli mnie to, że muszę tak odejść! Sam sobie za to powinieneś podziękować, bo to jest twoja wina. Może i jestem jeszcze niepełnoletnia, ale on zaopiekuję się mną lepiej niż ty Plus powtarzam się żeby było jasne, to nie był pomysł Justina! Straciłeś mnie! 
Już czułam jak zbierają mi się łzy do oczu, więc pociągnęłam mojego chłopaka i wyszliśmy na zewnątrz. Akurat podjechała taksówka, którą nie wiem jakim cudem zamówił Justin. Wsiedliśmy do niej jak najprędzej i kierowaliśmy się w stronę lotniska. Po kilkunastu minutach drogi dojechaliśmy do celu. Justin wyciągnął mój bagaż z samochodu i trzymając mnie za rękę ruszyliśmy do środka hali. Chłopak kazał mi poczekać, a on udał się do kasy. Długo nie wracał i widziałam kontem oka, że kłócił się z panią, która siedziała za szybą udzielającą mu wszystkich informacji. W końcu po jakiś może około piętnastu minutach do mnie podszedł, przytulił i powiedział:
- Przykro mi, ale udało mi się jedynie załatwić bilety na lot, który jest za dwie godziny. Przepraszam.
- Justin nie masz za co. Nic nie szkodzi. Ważne, że wylecimy.
-Nie chodzi mi o to. Ta cała sytuacja, gdyby nie ja...
- Nawet o tym nie myśl. Nie twoja wina, że mam takiego ojca. Właściwie to gdzie ty masz swoją walizkę?
-Właśnie miałem ci to zaproponować, czy na chwilę nie pojechalibyśmy do takiego jednego hotelu, gdzie przebywałem przez kilka dni  po moje rzeczy skoro mamy tyle czasu.
- Jasne, chodź. Szkoda marnowania czasu. A właśnie gdzie ty się w końcu zatrzymałeś? Bo nie było cię w tym domu co ostatnio.
- Wiedziałem, że będziecie mnie szukać. Dlatego wykupiłem pokój w takim hotelu gdzie byście mnie nie szukali.
- Nie wnikam.
- I dobrze. Chodźmy już.

***
Siedzę teraz na miejscu pasażera w samolocie. Tak szybko minęły te dwie godziny, jak mrugnięcie okiem. Byłam z moim chłopakiem w hotelu, spakowaliśmy jego rzeczy oraz przeleżeliśmy trochę czasu razem leżąc na łóżku. Prawie przez to spóźniliśmy się na nasz lot. Nie wiem jaki Justin ma dar przekonywania, ale na nas zaczekali troszkę dłużej. Ach te kobiety, one wszystko dla niego zrobią. Dziwi mnie jedynie, że w moim kraju nie atakowali go aż tak jak za granicą nasi kochani reporterzy. Nawet wręcz go czasami olewali. On wtedy mógł się poczuć jak normalny nastolatek. Teraz siedzimy razem w samolocie trzymając się za ręce, a moja głowa spoczywa na jego barku. Wiele ludzi, którzy również lecieli tym lotem spoglądali na nas szeroko się uśmiechając. Wyglądaliśmy pewnie teraz jak najsłodsza para na ziemi. Tyle złego za mną, a boję się ile napotka mnie w Kanadzie. Mam nadzieję, że chociaż tam nie będzie żadnych cyrków i przykrości z moim udziałem, gdyż tego nie zniosę. W końcu ile można. Strasznie się boję spotkania z jego mamą, tatą, dziadkami czy rodzeństwem. Każdy ma inny gust oraz może wyrobić sobie o mnie odmienne zdanie. Może być pozytywne jak  i bardzo negatywne. W końcu rodzice wiedzą najlepiej. Mam nadzieję, że uniknę takich sytuacji rodzinnych jak u mnie w domu.  Nie wiem kiedy zaczęły mi się zamykać oczy ze zmęczenia. Chyba za dużo emocji jak na jeden dzień. Poczułam jak Justin całuję moje czoło, mimowolnie się uśmiechnęłam. Potem już nie pamiętam nic, gdyż Morfeusz porwał mnie do swojej krainy. Narzekałam kiedyś, że jestem zwykłą Melody, która ma nudne życie. Teraz na nie nie mogę narzekać, gdyż emocję czy przygody są bardzo zaskakujące.
**********
Chociaż mam dzisiaj zły dzień. To napisałam coś dla was! Mam nadzieję, że się spodoba. Taki tym razem prezent na rozpoczęcie weekendu. Nie napiszę dziś dużo w notce. Chcę tylko podziękować za komentarze oraz liczę na następne :)           Kocham was- Carly

Rozdział 53


                                                                 Podkład

                      Podniosłam całe napuchnięte i zapłakane oczy w kierunku osoby, która właśnie siedzi razem ze mną na ziemi oraz mnie do siebie przytula. Gdy ujrzałam twarz osoby nie mogłam uwierzyć, że to on. Przecież on odszedł, czemu moja wyobraźnia płata mi takie figle. No i jeszcze bardziej wybuchłam ogromnym płaczem, a on jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił i powiedział :
- Nie płacz proszę. Jak słyszę twój płacz to moje serce cierpi. Melody spójrz na mnie.
Otarłam łzy i spojrzałam na jego twarz. Ona również wyrażała smutek oraz ból, nawet można było dostrzec zaszklone oczy. Kiedy zauważył, że patrzę mu prosto w oczy, jedną ręką złapał mnie za twarz i ponownie się odezwał :
- Melody przepraszam. Przepraszam, że jestem takim idiotą.
Już nic więcej nie powiedział tylko nasze usta złączyły się w jednym namiętnym pocałunku. Nie zwracaliśmy oby dwoje uwagi na okoliczności, że jest zimno czy to, że jestem w piżamie. Nie obchodziło nas nic. Zatracaliśmy się w sobie coraz bardziej i nawet sami nie zauważyliśmy jak bardzo siebie kochamy. Nasze języki tańczyły jak zwykle swój taniec szczęścia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za jego pocałunkami, takimi pełnymi miłości. Chociaż nie widzieliśmy się może kilkanaście godzin ja  odczuwałam jakby to było co najmniej kilkanaście lat.  W końcu mój organizm zaczął się już przeciw stawiać, gdyż cała trzęsłam się z zimna i Justin to zauważył. Po czym delikatnie przerwał pocałunek, odsunął się i zlustrował mnie wzrokiem po czym się na mnie wydarł :
- Czyś ty oszalała?! Jesteś w piżamie, na takim mrozie! Bierz moją kurtkę i idziemy szybko do twojego domu! Możesz się przez to rozchorować, wariatko!
- Nie wezmę twojej kurtki, bo ty będziesz chory! Nie ważne jaka jest pogoda i jak jestem ubrana! Ważne, że jesteś obok! To powoduję, że od razu mi gorąco.
- Nie marudzisz, tylko ubierasz i idziemy! Nie chce mieć jeszcze bardziej na górkę z twoimi rodzicami niż mam.
Nawet nie czekając na zbliżające się sprzeciwy z mojej strony, zdjął szybko kurtkę i ją na mnie założył. Po czym wziął mnie na ręce i w szybkim tempie szedł w stronę mojego domu. Nie kłócąc się z nim pocałowałam go w policzek i się w niego wtuliłam. Ten tylko się delikatnie uśmiechnął i przyspieszył. Po kilkunastu minutach dotarliśmy w końcu pod mój dom. Justin odstawił mnie na ziemię, pocałował w policzek i chciał już iść, kiedy złapałam go za rękę, zatrzymując go i równocześnie odwracając go twarzą do siebie.
- Jeżeli myślisz, że sobie tak po prostu pójdziesz, to się mylisz! Wchodzisz do środka razem ze mną i zostajesz - powiedziałam stanowczym głosem.
- Widzę, że twoja upartość się nie zmieniła, ale nie sądzę, żeby mieszkańcy tego domu chcieli by mnie w nim widzieć.
- Przestań tak gadać! Nie ważne, czy oni chcą czy nie. Ja cię chcę! To ja cię kocham, nie oni! I idziesz tam razem ze mną albo cię siłą tam zaciągnę.
- Chyba z tobą dzisiaj nie wygram. No dobrze wchodzę, ale zanim to zrobimy chcę ci coś powiedzieć.
-Tak Justin?
- Proszę ja tu teraz przed tobą...
- Weź chyba nie chcesz mi się oświadczyć?
- Czy ty nie możesz poczekać, aż skończę. Proszę nie odzywaj się przez chwilę. Dobra ja Justin Bieber chcę ci powiedzieć, że nigdy nie przestanę cię kochać jak w piosence Phil`a Collina- Can`t stop loving you.
- Awwwwwwww. To słodkie, a teraz chodźmy!
Nie czekając na jego reakcje i protesty, chwyciłam go za rękę i zaciągnęłam do środka  mieszkania. Tam wszyscy w salonie siedzieli jak na szpilkach. Kiedy usłyszeli zamykanie drzwi wszyscy przybiegli do korytarza i zaczęli mnie do siebie tulić. Justin za to stał jak taki kołek ze spuszczoną głową nie wiedząc jak ma się zachować. Kiedy wszyscy już się ode mnie odsunęli, to zabrałam głos:
- Wesołych świąt! Ja idę do pokoju z moim elfem. Dobranoc!
Chciałam już biec w stronę swojego pokoju na piętrze, lecz zatrzymał mnie srogi głos mojego ojca:
- O nie moja droga panienko! Tak szybko sobie nie pójdziesz, nie wyjaśniając swojego zachowania !
- Przykro mi tato, ale sądzę, że tak zrobię. Do jutra!
Uśmiechnęłam się tylko do pozostałych i ciągnąc swojego elfa za sobą pobiegłam do pokoju, który później zamknęłam na klucz. Zrzuciłam z siebie kurtkę i pobiegłam w stronę swojego chłopaka, aby go przytulić, lecz Justin nie spodziewał się tego i oby dwoje spadliśmy na łóżko, które na nasze szczęście było za nim. Oboje kiedy zorientowaliśmy się co się stało, wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem. Śmialiśmy się tak jak małe dzieci. Kiedy się razem z nim już uspokoiłam, korzystając z okazji, że leżałam na nim, wtuliłam się w niego. Za to Justin się tylko zadziornie uśmiechnął i mnie jeszcze bardziej przycisnął do siebie. Leżeliśmy tak nie wiem ile, ale mi było przyjemnie gorzej z osobą pode mną. Odwróciłam swoją głowę w stronę jego i widząc te malinowe usta, mimowolnie się do siebie uśmiechnęłam. Pochyliłam się nad nimi i wyszeptałam tak bardzo dla wszystkich zakochanych dwa ważne słowa, a mianowicie : " Kocham Cię", po czym lekko musnęłam jego wargi. Nagle jego ręce znalazły się na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się wokół karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować, całowaliśmy się coraz namiętniej, a ja chciałam, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone usta. Wtedy ja i Justin zatraciliśmy się w naszym namiętnym pocałunku. Czułam jak ręka mojego chłopaka znalazła się pod moją koszulką. Wtedy lekko się od niego odsunęłam i spojrzałam się na niego takim karcącym wzrokiem, że aż Justin zaczął się śmiać. Wtedy, zeszłam z niego, wstałam i już chciałam wychodzić z pokoju, kiedy usłyszałam jego głos:
- Czyżby foch? Mel, proszę cię. Obrażasz się, że zacząłem się śmiać?
- To  w cale nie było zabawne.
- No to chyba nie widziałaś swojej miny.
-Właśnie, że nie widziałam.
- To żałuj, wyglądałaś jak takie dziecko, któremu coś się zabrało.
- Dziękuję bardzo.
- No nie obrażaj się! Nie bądź taka...
- Teraz to oberwiesz.
I się na niego rzuciłam, wcześniej biorąc poduszkę. Niestety Justin w szybkim tempie mi ją wyrwał i wywrócił mnie tak, że teraz to on był nade mną. Trzymał moje nadgarstki na wysokości głowy, w taki sposób, że nie mogłam się ruszyć. Zaczęłam się wydzierać na cały dom, zapominając, że nie jesteśmy w nim sami.
- Melody, zamknij się, bo zaraz ktoś tu jeszcze przyjdzie.
- To mnie puść do cholery!
-  No nie wiem, a co będę z tego miał?
- No na pewno nie dzieci!
Zapanowała pomiędzy nami cisza. Patrzeliśmy na siebie smutnym wzrokiem, chyba oboje teraz sprawiliśmy sobie ból. Nie wiem jakim cudem, nagle Justin został zrzucony na podłogę i zaczął pięściami okładać go mój tata. Byłam tak zdziwiona i zszokowana, że nie wiedziałam co mam robić. Spojrzałam się na drzwi, które były wyważone. Wtedy dopiero zareagowałam co się dzieje. Odepchnęłam ojca od Justina i zaczęłam się na niego wydzierać:
- Co ty do cholery robisz?! Pojebało cię do reszty ! Czy ty zawsze musisz wszystko spieprzyć! To jest mój chłopak i zaakceptuj to w końcu. Stajesz się wariatem! Wyważasz mi drzwi bezpodstawnie i atakujesz Justina! Człowieku kim ty jesteś, bo na pewno nie moim ojcem!
Wtedy poczułam drugi raz cios jaki wymierzył mi ojciec, prosto w policzek. Na reakcję Justina długo nie musiałam czekać. Teraz to on rzucił się na mojego ojca. Nie wiedziałam co mam robić, jak zareagować. Po prosu to wszystko działo się tak szybko, jedyne co zrobiłam to wydarcie się na cały dom:
-Dość! Przestańcie!  Mam powtórzyć to co ostatnio zrobiłam!
Cała się trzęsłam, kiedy do obu panów dotarł sens słów, od razu się od siebie odsunęli. Spojrzeli na mnie osłupieni. Obaj byle nieźle poobijani. Nie wiedzieli jak mają się zachować. Po kilku sekundach na piętrze zjawiła się moja mama i widząc jak wszyscy wyglądają, zabrała ojca z mojego pokoju. Justin wtedy podszedł i przytulił mnie do siebie. Po czym wyszeptał:
- Przepraszam.
Wtedy mu odpowiedziałam :
- Nie masz za co.
Ten tylko spuścił głowę. Ja natomiast uwolniłam się z jego uścisku. Wyciągnęłam z szafy walizkę i zaczęłam pakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Justin nie wiedział jak ma zareagować, więc tylko obserwował moje poczynania. Kiedy już dopięłam swoją walizkę przebrałam się w byle jakie rzeczy i zapytałam się mojego chłopaka :
- Czy twoja propozycja o wyjeździe jest nadal aktualna?
**************
Hey! Napisałam pod natchnieniem weny. Zauważyłam, że coraz częściej piszę i to mi się podoba. Nawet nie wiecie jak się cieszę, kiedy widzę wasze komentarze. Po prostu wtedy mam taki uśmiech na twarzy jak stąd do Ameryki. Dziękuję wam za te miłe słowa w moim kierunku, gdyby nie wy nie wiem czy nadal bym pisała. Mam nadzieję, że takie pocieszenie, że już koniec weekendu jest dobre :)  Kocham was i liczę na wasze komentarze ! - Carly

Rozdział 52

                        

                                                                      Podkład

                      Sam patrzała na mnie smutnym wzrokiem, po czym spuściła głowę ściskając coraz mocniej torebkę. Spojrzałam się na nią z troską i powiedziałam :
- Sam, ej co ci? Jeżeli jest coś nie tak z torebką to nic się przecież nie stało. Kupię sobie inną.
- Nie chodzi o to. Nic się z  nią nie stało. Po prostu... no nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Najlepiej normalnie, nie owijając w bawełnę. Nie będę przecież na ciebie zła.
- Ale ja nic nie zrobiłam.
- No to o co chodzi? Sam proszę... 
-Po prostu weź otwórz torebkę jak wyjdę ok?
- Ok.
            Sam położyła ją na łóżku, po czym wyszła z pokoju. Nie mam pojęcia co w niej jest, ale zaczynam mieć jeszcze gorsze złe przeczucia. Podeszłam powolnym krokiem do mojej torebki, otworzyłam ją, a w niej znalazłam zapakowane pudełko z kartką "Dla Mel" .  Zdziwiłam się, bo przecież Sam dała mi już prezent i nie sądzę, żeby tak się stresowała jakby to było od niej. Wzruszyłam ramionami, wyciągnęłam pudełko i powoli zaczęłam rozpakowywać. Po 5 minutowej walce z odwijaniem papieru ujrzałam fioletowe pudełko. Otworzyłam je a w środku był papier zwinięty w rulon, owinięty kokardką, a pod nim kolejne pudełeczko. W nim znajdował się naszyjnik z srebrną przywieszką w kształcie serduszka. Uśmiechnęłam się na sam widok naszyjnika. Moje włosy przerzuciłam na jedną stronę i zapięłam sobie go na szyi. Był śliczny. Och ta Sam, wariatka z niej. Dlaczego ona bała się mi dać ten naszyjnik, przecież nie byłabym o to zła. Mimowolnie uśmiechnęłam się z powodu tej sytuacji i przypomniałam sobie o kartce. Pewnie napisała życzenia. Odwinęłam ten rulonik i zaczęłam czytać. Z każdym dalszym przeczytanym zdaniem coraz bardziej płakałam.  To chyba był nóż prosto w moje serce.
" Cześć Melody,
Pisałem to w biegu, więc przepraszam za charakter pisma, ale liczą się chęci, zawsze to powtarzasz. Nie owijając w bawełnę, chciałbym ci powiedzieć, dwa magiczne słowa. Nie jestem w stanie do ciebie przyjechać i ci tego powiedzieć prosto w twoje oczy. Po prostu nie potrafię. Chciałbym ci powiedzieć, że cię kocham. Kocham niczym wariat, ale nie mogę znieść tego, że przeze mnie mogłaś popełnić samobójstwo. To jest najgorsza rzecz jakiej nie potrafiłbym znieść-twoja śmierć. Utrata ciebie na zawsze i to dosłownie. Chciałbym cię jeszcze bardzo przeprosić za to, że musiałaś przeze mnie cierpieć. Dotyczy się to twojego stanu zdrowia, konfliktu z rodziną i wiele innych przykrości, do których się przyczyniłem. Dzisiaj miałem nadzieję, że cię zobaczę i się udało. Jednak w niestosownych warunkach, bo ten dupek  chciał cię okraść. Nie rozpoznasz mnie pewnie jak będę oddawał ci twoją torebkę, ale wiedz, iż chciałbym cię mocno przytulić  i już nie wypuszczać z mojego uścisku. Sama wiesz, że nasz związek nie ma sensu, skoro wszystko jest przeciwko temu. Nie mam zamiaru patrzeć jak cierpisz i to przeze mnie. Wiem już teraz sam się plączę we własnych słowach, ale piszę to bardzo szybko. Chciałbym ci podziękować za wszystko, bo dzięki tobie się bardzo zmieniłem. Wiem, że to nie wynagrodzi tego wszystkiego, ale daję ci ten naszyjnik w ramach podziękować oraz żebyś o mnie nigdy nie zapomniała. Obiecaj mi tylko jedno Melody, jeżeli pojawi się w twoim życiu jakiś chłopak to kochaj go tak jak ja ciebie. Obiecaj również, że nie zrobisz nic głupiego. Uśmiechnij się w końcu całe życie przed tobą. Jesteś zdolną i piękną kobietą. Dasz sobie radę w życiu. Skoro akurat są święta chciałbym powiedzieć ci Wesołych Świąt. Teraz tylko tyle jestem w stanie napisać. Kocham Cię! Nie szukaj mnie.
Twój na zawsze- Justin"
Kiedy przeczytałam "Twój na zawsze- Justin" list wypadł mi z ręki, a ja opadłam na kolana cała dygocząc i płacząc. Nie mogłam opanować emocji. W mojej głowie aż buzowało od myśli. Nie mogłam nawet złapać oddechu, gdyż krztusiłam się własnymi łzami. Czułam się teraz jak jakaś psychopatka. Boże co ten chłopak ze mną robi. Nagle do mojego pokoju wparowała jak burza Caitlin. Widząc mnie i to jak wyglądam zaczęła wołać Chrisa, po czym podbiegła i przytuliła mnie najmocniej jak się dało. Po chwili w moim pokoju zjawili się Sam i Chris. Moja kuzynka widząc mnie powiedziała:
- Kurwa, wiedziałam, że tak będzie. Co za debil!
- Sam o czym ty mówisz?!- spytał się Chris.
- Justin, tyle jestem w stanie ci powiedzieć - odpowiedziała i dołączyła do uspakajania mnie razem z Caitlin.
Przyjaciele starali się mnie uspokoić, ale jakoś się im to nie udawało. Wkurzona na nich wzięłam kurtkę i wybiegłam z domu. Nie ważne, że byłam w piżamie oraz że był mróz. Wybiegłam z domu, bo miałam dosyć słuchania, że wszystko będzie dobrze skoro wiem, że nie będzie.  Po kilkunastu minutach ciągłego biegu dotarłam w końcu to miejsca, które chciałam zobaczyć, a mianowicie miejsce gdzie ostatni raz i to dzisiaj pocałowałam Justina. Chciałam usiąść na tej samej ławce, lecz była zajęta. Przyjrzałam się dokładniej osobie, która na niej siedziała i rozpoznałam ją. To on. On tam siedział. Miał zwieszoną głowę w dół, a jego ręce ją przytrzymywały. Nadal miał okulary przeciwsłoneczne, czapkę i kaptur, aby nikt go nie rozpoznał. Obserwowałam go przez dłuższą chwilę. Cały czas siedział tak samo, w ogóle się nie poruszał. Jezu, jaka jestem głupia. Muszę coś zrobić, skoro on tu jest. Wzięłam oddech i krzyknęłam jak tylko mogłam:
- Justin debilu! Nie zostawiaj mnie!  Kocham cię!
On nadal się nie ruszył, więc krzyknęłam jeszcze raz to samo. Tym razem zareagował. Podniósł lekko głowę i gdy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł, mocno tuląc do siebie. Po czym szepnął mi do ucha:
- Melody, przepraszam. Przepraszam za wszystko.
- Justin nie masz za co przepraszać.
Nagle mnie od siebie odsunął, spojrzał smutnym wzrokiem, odwrócił się i skierował się w przeciwną stronę tak jakby nigdy nic. Po chwili wyczułam co on chce zrobić. Chce odejść, ma pecha nie pozwolę mu na to. Podbiegłam do niego, przytuliłam się do jego pleców i zaczęłam swój monolog:
- Justin posłuchaj mnie uważnie. Nie ważne kto jest przeciwko nam i ile razy się pokłócimy. Kochamy się i to jest teraz najważniejsze.  Miłość to jedno z najważniejszych uczuć w naszym życiu, nie rezygnuj z niego jeśli kogoś mocno kochasz, nie pozwól mu odejść tak od tak. Ja nie pozwolę ci odejść i ty też mi nie pozwól. Justin nie ważne ile każdy z nas wycierpi, ale to nas tylko umocni. Nie ważne, że nie mogę mieć dzieci przez ten cholerny wypadek, dzięki któremu cię poznałam. Skoro on nas ze sobą złączył to nie mam nawet  pretensji, a nawet się cieszę skoro mam teraz ciebie. Wiem, że miałam operację w Paryżu, a ty wszystko zatuszowałeś. Nie winię cię za to, pewnie sama zrobiłabym tak samo na twoim miejscu. Kocham cię tak? Pamiętaj! Nie chce żadnego innego faceta skoro mam ciebie! Pamiętaj, że nie ważne co sądzą o nas najbliżsi, ważne co my o tym sądzimy. Prawdziwa miłość wszystko przezwycięży !! Kocham cię!!
Czułam, że ponownie się rozpłakałam i to potwornie, lecz Justin chwycił moje dłonie przylegające do jego torsu, odepchnął je i poszedł przed siebie. Jak uświadomiłam sobie co naprawdę się dzieję, moje kolana się ugięły i wylądowałam na ziemi. Czułam się potwornie jakby ktoś wyrwał mi serce. Dostałam kolejnego ataku. Ataku złamanego serca, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Nie mogłam się opanować. Siedziałam tak na tej ziemi, nie zważając na to jak niektórzy przechodnie się na mnie patrzą, nie zważając na potworny mróz i to, że jestem w piżamie. W mojej głowie tylko huczało od tego, że straciłam kogoś kogo darzyłam ogromnym uczuciem. Nagle poczułam jak ktoś przytula mnie do siebie.
************
Nareszcie napisałam! Powiem wam jedno, popłakałam się pisząc ten rozdział. Według mnie jest meeega emocjonalny. Podoba  mi się, a to już sukces. Szkoda, że napisałam go dopiero teraz, ale bynajmniej macie miłe zakończenie weekendu : ) Kocham was meeega mocno i liczę na wasze opinię w komentarzach : )