czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 46



            Wzięła mój telefon i wyszła z domu. Och ta Sam, czy ona kiedykolwiek coś ze mną ustali. To już chyba u nas rodzinne. Rozejrzałam się po jej pokoju. Trochę tu się pozmieniało, podczas jej pobytu. Na ścianie koło łóżka wisiały plakaty, lecz nie były one z idolami nastolatek jak to często bywa, na nich widniały zespoły i solowi artyści rockowi, ale jednak nie zabrakło tam gwiazd z naszych ulubionych seriali. Ściany w jej pokoju były w  kolorach czarno-czerwonych. Nawet nie wiem kiedy ona je przemalowała. Zadziwia mnie ta dziewczyna. Moim oczom oczywiście nie uszły porozrzucane po całym pokoju ubrania, lecz najwięcej ich było na krześle. To jest kolejna nasza wspólna cecha, chociaż nasze mamy zawsze się na nas wydzierały za te rzeczy walające się po pokoju. Miałyśmy bardzo miłe wspólne dzieciństwo. Najbardziej mnie cieszyło, że do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt i wspaniale się ze sobą dogadujemy. Traktuję ją jak siostrę, a jednocześnie jak najlepszą  przyjaciółkę. Tak myśląc o stosunkach pomiędzy mną, a moją kuzynką wyszłam z jej pokoju i udałam się do swojego.  Tam postanowiłam się przebrać w cieplejsze ubrania gdyż koniec października, a początek listopada nie należał już do najcieplejszych. Ubrałam się w taki zestaw. Postanowiłam, że się przejdę, gdyż samej w domu mi się nudzi. Narzuciłam na siebie tylko płaszcz i wyszłam na dwór. Nie myliłam się co do pogody, bo chłodny wiatr powodował u mnie nie miłe dreszcze. Stwierdziłam, że na długi spacer coś mi się nie zaniesie, więc wstąpiłam po drodze do mojej ulubionej kawiarenki. Zamówiłam sobie tam ciepłą herbatę na rozgrzanie i do tego ciepły kawałek szarlotki. Siedziałam tak sama pijąc i zajadając się, gdy nagle  ktoś się do mnie przysiadł. To był Martin.
- Cześć. Co ty tu robisz?- zapytałam, dając wcześniej mu buziaka w policzek na przywitanie.
- Byłem u ciebie w domu, ale tam cię nie zastałem, więc pierwszym miejscem, do którego się udałem w poszukiwaniu ciebie  to tu. Jednak się nie myliłem. Czy coś się stało, jesteś jakaś inna?
- Inna? Wydaję ci się, wszystko jest okej.
- Dlaczego twój telefon ma Sam?
- O boże, kompletnie o nim zapomniałam. Pożyczyłam jej go, bo... skończyła się jej kasa na koncie.
- Do kogo wy kobiety tak wydzwaniacie? -uśmiechając się powiedział, po czym dodał- bo na pewno nie do mnie.
-No to już nasza słodka tajemnica.
            Siedzieliśmy tak dopóki nie skończyłam jeść swojej szarlotki i pić herbaty. Miło spędziliśmy czas, śmiejąc się, rozmawiając na różne tematy z taką swobodą jak nigdy. Gdy już mieliśmy wychodzić z kawiarenki, wcześniej płacąc za posiłek, wpadliśmy na zdyszaną Sam. Ta natomiast kiedy zobaczyła mnie z Martinem, posłała mu srogie spojrzenie i biorąc mnie za rękę, pociągnęła w stronę czekającej taksówki, w którą mnie za chwilę wpakowała. Martin stał tak zdziwiony, że nie mógł się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Sam coś do niego krzyknęła, lecz nie usłyszałam co, lecz po chwili zdyszana usiadła obok, po czym samochód ruszył. Dałam jej trochę odetchnąć, po czym się na nią wydarłam, ona już była na to przygotowana.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Ciągniesz mnie jak szmacianą lalkę do taksówki bez słów wyjaśnień?! Co ty kombinujesz?! I co powiedziałaś Martinowi?! Boże dziewczyno coś ty znowu wymyśliła?!
- Melody, ogarnij się okej. Robię to dla ciebie i chociaż raz na mnie nie wrzeszcz,  bo twoja kochana Samanta, wymyśliła coś co pomorze uratować twój związek.
-Jak nic się nie psuje pomiędzy mną, a Martinem?!
- Dziewczyno nie mówię o nim.
- Tylko nie mów, że... - wzięłam oddech- ty chyba zwariowałaś do reszty. Niech pan się zatrzyma, chcę wysiąść.
Jednak kierowca nawet nie drgnął.
- Melody myślisz, że jestem taka głupia. Ten pan ma wyraźnie powiedziane, że nie ma cię słuchać, a i nawet nie próbuj wysiadać jak będziemy stali na światłach czy coś. Drzwi są zablokowane.
- Nie no, ty już kompletnie oszalałaś.
- Teraz mogę ci powiedzieć, co masz zrobić?
- Ty nie będziesz mi mówić co mam robić i to jeszcze w związku z nim!
-Chyba rano miałaś inne zdanie. Staram ci się pomóc.
- Dobra jak już musisz to powiedz mi jaki jest twój plan.
- Jaka łaska, ale i tak ci powiem, więc...
         Sam powiedziała co mam zrobić  i że jedziemy na lotnisko. Z jej opowieści wywnioskowałam, że to będzie ostatnia moja szansa, jeżeli chcę być naprawdę szczęśliwa. Dowiedziałam się, że Justin nic o jej pomyśle nie wie. Głównymi pomysłodawcami oraz osobami, które brały i nadal biorą w tym udział to rodzeństwo Beadles i Sam. No po prostu nie wierzę. Wiem, że robię źle w stosunku do Martina, lecz sam kiedyś mi powiedział, że najważniejsze żebym była szczęśliwa. Mam nadzieję, iż cały plan Sam wyjdzie mi na dobre. Czasami naprawdę jestem okropną egoistką. Teraz tylko muszę wykonać zadanie. Gdy dojechaliśmy już na lotnisko, Sam po informowała mnie, że mam mało czasu na ponowne bycie z Justinem. Nie biorąc torebki, wybiegłam z samochodu jakby mnie coś poraziło. Gdy znalazłam się na hali, w głośnikach usłyszałam, że :
" Pasażerowie lotu nr 125 z Warszawy do Los Angeles proszeni są do odprawy .."
Dalej już nie słuchałam, pobiegłam w stronę odpraw. Zauważyłam, że stoi  w kolejce jakiś chłopak z full capem na głowie. Podbiegłam do niego, odwróciłam się  go w swoją stronę i okazało się, że to nie był on. Przeprosiłam chłopaka i z zawiedzioną miną miałam już kierować się do wyjścia, gdy ktoś chwycił mnie za dłoń i wypowiedział moje imię. Poczułam, jak moje serce  nachodzi ogromne ciepło, wszystko we mnie wiruję, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech,  który za chwilę opadł.
- Justin, proszę nie wyjeżdżaj- wdech- zostań- wydech- nie chcę, ale -wdech- czuję-wydech- dobra dość. Kocham cię!
         Te ostatnie dwa słowa wręcz wykrzyczałam, czułam, że po policzkach spływają mi hektolitry łez. Ludzie, którzy stali nieopodal nas patrzeli na nas  z zainteresowaniem.  Nie czekając dłużej na jego reakcje, po prostu go pocałowałam. Znowu poczułam jego wargi. Teraz moja głowa wariowała od natłoku różnorodnych myśli, w środku wszystko we mnie buzowało. Odsunęłam się od niego, spoglądając mu w oczy zauważyłam zero reakcji. Tego najbardziej się bałam. Uśmiech, który się nie dawno  tak szybko pojawił, teraz tak szybko zniknął, a Justin nadal stał i nie okazywał nic. Zero. Pustka. Wzięłam oddech i  powiedziałam, a wręcz wyszeptałam:
-Przepraszam.
I już miała skierować się z powrotem do wyjścia, kiedy usłyszałam.......
*********
Napisałam dla was kolejny rozdział pod napływem weny. Co prawda kończą mi się ferie, ale obiecuję, iż kiedy znowu zacznę chodzić do szkoły to znowu coś napiszę. Sądzę, że rozdział mi się jako tako udał. Nie wiem jak wy go ocenicie, ale proszę jeżeli jakakolwiek osoba go przeczyta, aby dała komentarz co o nim sądzi i czy w ogóle go czyta. Mam nadzieję, że komentarzy będzie więcej niż zawsze. To zawsze powoduję uśmiech i czuję, że mam dla kogo pisać. Pewnie większość z was ma blogi, więc wie co oznacza każdy jeden komentarz, nieważne z jaką treścią powoduję ogromne ciepło w serduchu. Kocham was i to ogromnie, to wy powodujecie, że nadal piszę. Dziękuję wam za wszystko <3

4 komentarze:

  1. Brak mi słów … tyle mam ich na języku że nie wiem które wybrać moze po prostu niesamowity tak jak i cały twój blog love ;* -sandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity ;)
    Bardzo fajny i pomysł i wgl mam nadzieję że znowu będą razem .. !!
    bardzo lubię tą twoją wene jest super … ;)
    ;* ;* ;* ;* ;* ;*
    PS Żeby tylko ta wena była częściej !! Jeszcze raz mówię że jest niesamowity ! <3 <3 <3 <3 <3 <3 -Malwina

    OdpowiedzUsuń
  3. PRZECUDOWNY ! WSPANIAŁY ! BOSKI !
    Jesteś cudna ! ;* Dziękuję za rozdział już nie mogłam się go doczekać :p
    Czekam na nn ♥ -Smiling_Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku przepraszam, ze dopiero czytam i komentuje tak jakoś wyszł.o Ale wiedz, ze zawsze jestem z Tb<33
    Ale sie narobiło. Pomimo, że Justin narobił tyle szkód Melody, oni nada siebie potrzebują. Jestem ciekawa co usłyszała Mel, dlatego na tym skończe i ruszam dalej do czytania… :) -LoveYaBieber_xo

    OdpowiedzUsuń